Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by choć raz się kiedy było zdarzyło, żeby on nie poznał się dokładnie na chorobie. A bywały często porządnie ciężkie i zawiłe kawałki). Ale Ambahiwurak nie Chyrów, poleciłem zatem moją grzeszną duszę opiece Matki Najśw., wdziałem zimową togę, którą mam jeszcze z kraju i, w braku czego innego, zażywszy sporą dozę cierpliwości, czekałem aż się to może jakoś samo przełamie bez leków. Iść kurować się do Tananariwy nie mogłem, bo tarapata zaczęła się jakoś we środę czy czwartek, więc, gdybym był poszedł i zatrzymano mnie tam, moje czarne pisklęta nie miałby Mszy św. w niedzielę, a właśnie w tę niedzielę (D. III Advent.) komunikowali. W niedzielę po Mszy św. widzę, że licho nie ustępuje, szkoda czasu na kwękanie nic nie robiąc, więc w poniedziałek po Mszy św. biorę brewjarz do torby i idę do Tananariwy z obawy, żeby się nie pogorszyło i nie przeszkodziło do odprawienia trzech Mszy św. w samo święto Bożego Narodzenia w moich bidnych chorych. W Tananariwie pyta doktor co mi jest i mówi, że trzeba wypocząć, bom osłabiony nieźle; powiadam mu: panie, doktorze, jestem cały chory, wszystko mnie boli, ale proszę dać co porządnego, żeby prędko skończyć, bo nie mam czasu na wypoczywanie tutaj, dziś poniedziałek, więc najdalej w piątek muszę już być u moich chorych. Miałem nadzieję, że mi doktor zafunduje jakąś poczciwą kozacką fernopiksę, co to jeszcze niezupełnie się połknie a ona już przepala wnętrzności i choroba kończy się raz, dwa. Tymczasem doktor kazał spoczywać i coś namajaczył infirmarzowi co do lekarstwa. Co on tam nagadał, nie wiem, bo na-