Strona:List otwarty do pana Prezydenta Rzeczypospolitej w sprawie Eligjusza Niewiadomskiego.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadomskiego na stokach cytadeli nie jest nikomu potrzebna!
Ona może być potrzebną tylko... nieśmiertelności duszy zabójcy, który, w zgonie własnym, milczeniem pogodzi się ze swoim czynem — w zaświecie pogodzi się z zabitym jednakowością spokoju Cieniów — ale my pozostaniem tu na tej twardej ziemi, niepogodzeni na długo, pozostaniem nie z myślą zdrową o hańbie, którą wszyscy jednakowo odkupić musim braterstwem pracy — lecz z jadowitą myślą o tem, iż hańba już została spłacona krwią na szali sądu i że najlepszym porządkiem rzeczy jest snuć dalsze ogniwa zemsty...
Bo «krew za krew!» — takiem jest prawo świata, nie chcącego znać miłosierdzia...
A dlatego proszę Cię o miłosierdzie, Panie Prezydencie!



Wykonanie wyroku śmierci na Niewiadomskim jest fizycznie możliwością. Ale nie jest nią etycznie, psychologicznie, społecznie, narodowo i politycznie — przynajmniej z perspektywy Trybunału Dziejowego Jutra.
Bo cóż mówią o nim zżymający się najmocniej na lewicy i bolejący najszczerzej nad hańbą mordu po prawicy? Jedno i to samo: fanatyk.
Tak — fanatyk!... Bo «tylko fanatyk zabija Symbole». Tylko on nie liczy się z żywą osobą, w którą godzi — z wartością ludzką człowieka zabijanego.
Więc fanatyk. Czy dlatego, Panie Prezydencie, staną za Twoim prezydjalnym fotelem, «splamionym» — wbrew słowom podsądnego — tylko czystą krwią męczeńską Twego poprzednika, źli zausznicy i błędnym podszeptem wytrącą Ci z ręki pióro gotowe do podpisania aktu łaski?
Ależ wszyscy fanatycy — odkąd istnieją dzieje — fanatycy wielkiego i małego kalibru, bez różnicy ras, plemion, wyznań, pasów geograficznych i czasów zabijali. I nigdy groza kary śmierci nie zatrzymywała ich ręki, czy teraźniejszość lub przyszłość miała ją potępić, lub — błogosła-