Strona:Lewis Wallace - Ben-Hur.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jego imię?
— Itamar z domu Hurów.
— Trybun podniósł rękę ze zdumieniem.
— Ty — synem Hura!
Po chwili milczenia spytał:
— Cóż cię tu przywiodło?
Juda spuścił głowę, pierś jego wezbrała boleśnie, gdy nareszcie zdołał się opanować, spojrzał w oczy trybunowi i rzekł:
— Oskarżono mnie o zamach na życie Waleryusza Gratusu, prokuratora.
— Ty — zawołał Aryusz z rosnącem zdziwieniem i cofając się o krok. — Tyś to owym zbrodniarzem?! — Rzym cały oburzony był na tę wiadomość; dowiedziałem się o tem zdarzeniu na okręcie pod Bodinum.
Obaj spojrzeli po sobie w milczeniu, nareszcie Aryusz odezwał się pierwszy:
— Sądziłem, że rodzina Hurów zgładzona z powierzchni ziemi.
Straszne wspomnienia wzięły nareszcie górę nad dumą młodzieńca, łzy zrosiły jego policzki.
— Matko, matko! i Tirzo moja mała! Gdzie wy jesteście? — Trybunie, szlachetny trybunie, gdybyś ty wiedział o nich! — mówił składając błagalnie ręce — powiedz, jeśli wiesz, powiedz, czy żyją — a jeśli żyją, gdzie są! w jakiem znajdują się położeniu! O! proszę cię, powiedz mi.
Przysunął się bliżej Aryusza, tak blizko, że rękami dotykał płaszcza trybuna.
— Trzy lata przeszły od owego strasznego dnia — błagał dalej — trzy lata, w których każda godzina była mi życiem pełnem nędzy, życiem, w którem nic nie widziałem, jak bezdenną przepaść, w której nie miałem innej ulgi jak pracę; i w tym czasie nie wymówiłem do nikogo ani słowa. Czemuż zapomniani nie mogą sami zapomnieć? Czemuż obraz wydartej siostry, ostatnie spojrzenie matki nie dają mi chwili spokojnej; ukryć się przed niemi nie mogę. Czułem tchnienie zarazy i trzask okrętu wśród bitwy; słyszałem wyjące wśród burzy bałwany i śmiałem się, podczas gdy inni modlili się; pragnęłem