Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z cichym szelestem, on zaś tymczasem, podziwiał z czułością niewymowną, z pod powiek przymkniętych na pozór... jej śliczny profil, o linjach czystych, klasycznych, jakby ukutych w marmurze przez Fidjasza. Wypadł jej nagle z kieszonki od fartuszka kłębuszek z nićmi. Drgnęła przestraszona. Najprzód dłonią świecę zasłoniła, żeby światło zbyt jaskrawe nie zbudziło chorego, podniosła szybko kłębuszek z podłogi i usiadła nazad na dawne miejsce. Patrzył na nią udając śpiącego. Widział jak pierś jej faluje, nie mogąc złapać oddechu. W pierwszych chwilach, po ich spotkaniu, wyznał jej był, że jeżeli zdrowie odzyska, będzie błogosławił i dziękował Bogu najgoręcej, za tę ranę, która ich na nowo pogodziła. Odtąd więcej o tem nie wspominał.
— Czy toby mogło teraz nastąpić? — pytał w duchu, przysłuchując się lekkiemu szelestowi drutów poruszanych. — Po cóżby nas los sprowadzał? Czy po to jedynie, żebym umierał na jej rękach?... Czyż prawda życiowa, na to tylko została mi objawioną, aby mnie na nowo pogrążyć w ciemnościach kłamstwa? Kocham ją nad wszystko na świecie i czyż mógłbym przestać ją kochać? — dodał z jękiem bolesnym, do czego był nawykł w skutek bólów okropnych, dręczących go po całych dniach i nocach.
Na ten jęk, Nataszka złożyła natychmiast robotę na stoliku, pochyliła się nad nim, a widząc jego oczy rozpromienione i błyszczące, spytała:
— Nie spisz książę?
— Od dawna!... patrzę na ciebie dziecię drogie, odkąd tu usiadłaś. Wiesz? przeczułem ciebie zanim we-