Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podobała — mówił bez ogródek, jakby nie miał siły zrozumieć całej doniosłości tych słów dla istot ludzkich, żyjących zwykłym trybem ziemskim. — Jeżeli i tobie wpadł tak samo w oko i zajął twoje serce, złożyłoby się wszystko jak najlepiej, i mogłabyś go poślubić! — Marja słysząc te słowa, zrozumiała, jak wielka przestrzeń dzieli go już od ich świata.
— Po cóż mówić o mnie? — odrzuciła najspokojniej, spojrzawszy ukradkiem na Nataszkę, która siedziała niema, z oczami wlepionemi w posadzkę. Milczenie trwało nieprzerwanie.
— Jędrusiu, czy chciałbyś? — spytała naraz Marja drżącym głosem — chcesz widzieć dziecię?... Przez całą drogę pytał ciągle o Tatusia.
Andrzej uśmiechnął się nieznacznie. Siostra umiejąc czytać w jego twarzy, niby w księdze otwartej, spostrzegła z przerażeniem że nie uśmiecha się, ani z uciechy, ani z czułości ojcowskiej, tylko raczej z szyderstwem tyczącem się jej, że chwyciła się tego środka ostatecznego, aby obudzić w nim czucie gasnące zwolna wraz z życiem fizycznem.
— Zobaczę synka najchętniej... — Czy zdrów?... musiał wyróść znacznie?...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Przyprowadzono malca. Przestraszył się wprawdzie ojca tak strasznie bladego, nie rozpłakał się jednak gdy go całował, bo nie widział żeby ktokolwiek w koło chorego miał łzy w oczach. Skoro wyprowadzono chłopczynę z pokoju, Marja objęła brata za szyję, i nie mo-