Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i drażliwego. Obudził się nagle, z kroplami potu zimnego na czole. Usiadł na pościółce, oglądając się w koło z szeroko rozwartemi źrenicami. Dusiła go ciężka zmora. Widział się w towarzystwie wujcia Piotra, w hełmach rzymskich na głowach, podobnych do owych noszonych przez bohaterów Plutarga. Za nimi kroczyła liczna armja. Składała się ona z mnóstwa niteczek cieniusieńkich i mlecznej białości, niby z tak nazwanej Przędzy Matki Bożej, snującej się i czepiającej każdego źdźbła na ściernisku w jesieni. Sława, której ciało przejrzyste składało się również z tych srebrnych niteczek, tylko trochę gęściej zasnutych, szła przodem. Wujcio Piotr i on, lekko, radośnie, posuwali się ku zamierzonemu celowi... i już... już... mieli go dosięgnąć. Gdy naraz nitki srebrne, zaczęły się plątać ich obmotując i ubezwładniając... Czują obydwaj że się duszą, że długo tej męki piekielnej nie wytrzymają... Naraz zjawia się przed nimi Rostow, groźny i straszny... — „Wyście to sprawili!“ — woła pokazując im pióra pokręcone i lak połamany. — „Kochałem was, ale Arakczejew wydał rozkaz i zabiję bez litości pierwszego, który się zbliży!“... Mikołko przerażony, zwraca się ku Piotrowi, szukając u niego ratunku, ale Piotra już nie ma!... Na jego miejscu pojawia się ojciec, książę Andrzej! Postać to mglista i niewyraźna, ale to on najniezawodniej! Czuje to chłopczyna po gwałtownej miłości, jaka mu w tej chwili serce rozpiera, odbierając wszelkie siły... Ojciec zaczyna go pieścić, głaskać, ubolewa nad nim, ale wuj Rostow zbliża się również z pałaszem wyciągniętym i groźnie w górę pod-