Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nareszcie rękę do Mikołaja, który ją ucałował z namaszczeniem. — Proszę bardzo, odwiedź mnie kiedy.
Z zasady mówiła młodym i starym nawet po imieniu. Zamieniła jeszcze z Rostowem słów kilka o księżniczce Marji, która w ostatniej chwili nie chciała ciotce towarzyszyć i pod pozorem grubej żałoby, w domu została. Wspomniała nawiasem i z widoczną niechęcią o starym księciu, który nie był nigdy u niej w łaskach. Wypytywała go się o księcia Andrzeja, który tak samo jak jego ojciec nie miał szczęścia do niej i był jej po prostu antypatycznym. Pożegnała Mikołaja zapraszając ponownie, żeby nie zapomniał być u niej. Przyrzekł jej to najsolenniej, czerwieniąc się powtórnie po same uszy. Imię księżniczki Marji budziło w nim, ile razy słyszał je wymówione, uczucie niepojęte onieśmielenia, a nawet strachu poniekąd.
Zabierał się właśnie do tańca, który się był rozpoczął, gdy go wstrzymała w zapędzie tłuściutka rączka pani gubernatorowej. Zaprowadziła go do bocznego saloniku, z którego ulotnili się wszyscy przez dyskrecję.
— Czy wiesz, mój drogi — starała się nadać wyraz wielkiej powagi swojej twarzyczce okrągłej, pełnej i wiecznie uśmiechniętej dobrodusznie — znalazłam dla ciebie świetną partję... Chcesz żebym cię wyswatała?
— Niechże wiem przynajmniej z kim, cioteczko najdroższa?
— Z księżniczką Bołkońską! Wprawdzie Katarzyna Petrowna proponuje Lili Andrzejewiczównę, ale mnie księżniczka Marja jest o wiele sympatyczniejszą. Chcesz? Przystajesz? Jestem najpewniejszą, że twoja mama po-