Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jedynie? Czyż przeciwnie ów związek nie zasadzał się na wzniosłem połączeniu cnoty, miłości bliźniego, wspierania się nawzajem, słowem: czyż nie był on wcieleniem w czyn słów Chrystusa wyrzeczonych, gdy konał na krzyżu?
Nataszka, która weszła była do gabinetu brata, podczas rozprawy ożywionej, promieniała radością, wpatrując się w twarz męża z uwielbieniem. Prawie nie słyszała słów jego. Czyż ich nie znała z góry, jak wszystkiego, co płynęło z duszy Piotra? Mikołko, z cieńką szyjką, sterczącą z kryzy koronkowej, na którego nikt już teraz nie zwracał uwagi, był nie mniej od cioci Nataszki szczęśliwy i rozpromieniony. Każde słowo Piotra elektryzowało chłopczynę, rozpłomieniając jego serduszko. W zacietrzewieniu, kręcił i łamał pióra i laskę laku, leżącą na biurku Rostowa.
— Eh! mój drogi — Denissow machnął ręką pogardliwie. — Cały ten kram twój, ten Tugendbund... nie zda się psu na budę! Dobry chyba dla flegmatycznych Niemców, dla zjadaczów kiełbasy — dodał ze zwykłą u niego rubasznością żołnierską. — Przyznaję że wszystko idzie djabli wiedzą po jakiemu. Ale taki ślamazarny Tugendbund to nie przy mnie pisane! Jesteście niezadowoleni? No to podnieście „bunt“ po naszemu! kończący się na „t“, nie na „d“. To rozumię i do tego chętnie rękę przyłożę!
Bestużewy uśmiechnęli się oboje. Rostow atoli, oburzony na prawdę, starał się udowodnić, że nic Rosji obecnie nie grozi, a tylko chorobliwa wyobraźnia Piotra wytwarza jakieś widma krwawe, przypuszczając wybuch