Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na opak, i że jest świętym obowiązkiem ludzi uczciwych działać odpornie przeciw temu...
— Ludzi uczciwych?! — wykrzyknął Rostow z czołem gniewnie zmarszczonem. — Ciekawym, co mogą na to poradzić?
— Bardzo wiele, mogą bowiem...
— Przejdźmy do mego gabinetu, — przerwał nagle Rostow Piotrowi.
Nataszka wstała, aby zobaczyć co się dzieje u jej dzieci. I Marja poszła za jej przykładem. Panowie udali się do dość odległego gabinetu. Za nimi w tropy wśliznął się Mikołko niepostrzeżenie, przycupnąwszy cichuteńko w kąciku, po za biurem Rostowa.
— Wytłumacz że nam teraz jasno i dobitnie, co czynić zzmyślasz? — napadł obcesowo Denissow na Piotra, ćmiąc dalej fajkę.
— Mrzonki, i wiecznie mrzonki niedorzeczne! — mruknął Rostow z niechęcią.
— Oto jakie jest obecne położenie w Petersburgu! — Piotr zaczął mówić, wymachując przytem energicznie obiema rękami, jakby na poparcie słów swoich. — Car prawie w nic się nie miesza. Pogrążył się całkowicie w mistycyzmie. Szuka spokoju za jaką bądź cenę i zdaje mu się, że zdobędzie go jedynie z pomocą ludzi bez czci i wiary, którzy ogół uciskają i prześladują aż miło! W sądach kwitnie przekupstwo najohydniejsze. W wojsku kij przewodzi, a kary cielesne są na porządku dziennym. Lud jest najokropniej uciemiężony; cywilizacja zduszona i przytłumiona. Młodzież myśląca uczciwie, jest tyranizowaną na każdym kroku! Struna wyciągnięta nad miarę