Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy Marja wróciła do ich wspólnego pokoju sypjalnego, po stanowczej rozmowie z Piotrem, Nataszka czekała na progu z sercem bijącem gwałtownie:
— Mówił z tobą... mówił, nieprawdaż? — powtarzała z wyrazem radośnym i rozrzewnionym, jakby nim chciała wyprosić z góry przebaczenie. — Miałam wielką ochotę słuchać pode drzwiami, wiedziałam jednak że i tak mi wszystko powtórzysz.
Mimo jej minki pokornej i wzroku błagalnego, te słowa dotknęły i zraniły Marję. Pomyślała o zmarłym bracie. — Ha! — powiedziała sobie w duchu. — Nie ma na to rady... do tego musiało przyjść prędzej, czy później!...
Tonem łagodnym i surowym jednocześnie, powtarzała jej rzeczywiście całą rozmowę z Piotrem. Na wiadomość o jego odjeździe do Petersburga, Nataszka wykrzyknęła zdziwiona tem niesłychanie. Odgadła jednak natychmiast przykre wrażenie, które tem wywołała u swojej przyjaciółki. Rzekła więc z najwyższą czułością:
— Naucz mnie Maryniu co mam czynić. Tak się lękam okazać złą i niewdzięczną w twoich oczach. Zrobię wszystko co każesz.
— Kochasz go?
— Niewymownie! — szepnęła.
— Dla czegóż płaczesz? I ja się tem cieszę, cieszę całem sercem, wierz mi!
— To jeszcze nie nastąpi tak zaraz... Pomyśl tylko co to za szczęście dla mnie zostać jego żoną! Ty zaś poślubisz Mikołkę.
— Prosiłam cię Nataszko, żebyś mi nigdy o nim nie wspominała... Mówmy tylko o tobie!