Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęścia, do jakiego nie sądził się już zdolnym. Życie, świat cały, zamykały się dla niego w miłości szalonej dla Nataszki, i w nadziei że ona będzie mu wzajemną. Stał się teraz pełnym wybaczliwości dla wszelkich ludzkich błędów, dla ich słabostek i śmiesznostek. Przeglądając papiery żony, które zostawiono nieopatrznie w jego pałacu, uśmiechał się tylko i wzruszał litościwie ramionami, bez cieniu goryczy lub żalu do kobiety, która go tyle razy i z tyloma kochankami oszukiwała hańbiąc jego nazwisko. Z takim samym uśmiechem odpowiadał najłagodniej księciu Bazylemu, gdy ten przyszedł pochwalić się przed nim nowem dostojeństwem i nowym krzyżem świeżo otrzymanym.
Wrażenia jednak otrzymane w owej opoce jego życia, i sąd wydawany wtedy przez niego o ludziach i bieżących wypadkach, pozostały wyryte w pamięci jako coś noszącego na sobie piętno prawdy doskonałej i niezaprzeczonej. Pomagały mu nieraz później te wspomnienia niezatarte do rozstrzygnięcia niejednej kwestji zawiłej, do usunięcia niejednej wątpliwości: — Wydawałem się może niektórym śmiesznym i dziwacznym — powtarzał w duchu. — Byłem atoli wtedy właśnie najrozumniejszym. Mój umysł był bardziej rozwinięty niż kiedykolwiek indziej; bardziej przenikliwy. Pojmowałem w lot co tylko ma jakąś wartość rzeczywistą w życiu, a to z powodu... z powodu... że czułem się niewypowiedzianie szczęśliwym!