Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kochał szczerze Bestużewa, i dla tego... Czym źle uczyniła? — spytała nieśmiało cała zarumieniona.
— Mówiąc o „Nim“ Piotrowi? Oh wcale nie! On taki dobry!
— Uważałaś Maryniu — dodała nagle Nataszka po chwili milczenia z uśmieszkiem figlarnym, jaki od dawna nie zaigrał był na jej bladych ustach — uważałaś jak się teraz starannie goli i ubiera? Odświeżył się, wypiękniał, jakby wychodził oczyszczony z kąpieli... moralnej, chciałam powiedzieć... Ty mnie rozumiesz, nieprawdaż?
— Tak, rzeczywiście nastąpiła w nim zmiana bardzo korzystna. Dobrym był zawsze i dla tego „On“ tak go kochał — odrzuciła Marja.
— A jednak nic a nic niepodobni jeden do drugiego. Utrzymują bo niektórzy że między mężczyznami przyjaźń właśnie tworzy przeciwieństwa w charakterze i całem moralnem usposobieniu. Tak musi być widocznie!... No! trzeba spać, spać koniecznie!... — Nataszka przytuliła głowę do poduszki, a uśmiech wesoły i figlarny niby z żalem i bardzo wolno znikał z jej twarzyczki dziwnie ożywionej i rozpromienionej.





LIII.

I Piotr mimo że był sam jeden w swojej sypialni długo nie mógł zasnąć. Chodził po pokoju wielkiemi krokami, to wzruszając litościwie ramionami, to otwie-