Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez głowę. — I ja radabym była gorąco, namiętnie... rozpocząć życie na nowo!...
Piotr popatrzył na nią badawczo:
— Tak, nie pragnęłam niczego więcej...
— Czyż to podobna? — Piotr energicznie zaprotestował. — Jestemże winien temu że żyję, i że chcę żyć? A i pani również czyż można zakazać żyć?
Nataszka ukryła twarz w dłonie i wybuchła rzewnym płaczem:
— Co ci Nataszko? — spytała Marja troskliwie.
— Nic... nic wcale! — szepnęła, uśmiechając się słodko do Piotra z po za łez.
— Żegnam panie moje... już dnieje...
Piotr zerwał się nagle i wybiegł z sali.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Księżniczka Marja i Nataszka rozmawiały długo jeszcze leżąc w łóżku. Żadna z nich jednak nie wymówiła więcej Piotra imienia.
— Wiesz co Maryniu, lękam się czasem, że nie mówiąc nigdy o Nim, w obawie żeby tem nie sprofanować świętości uczuć naszych, gotoweśmy nareszcie i zapomnieć o naszym drogim zmarłym!
Ciężkie Marji westchnienie potwierdziło niejako słowa Nataszki. Siostra jednak nie byłaby śmiała wypowiedzieć ich tak otwarcie.
— Czy sądzisz — potrząsła smętnie głową — że można zapomnieć o czemś podobnem? Jaką mi to ulgę dziś sprawiło opowiedzieć o „Nim“ szeroko i długo, pomimo że czułam ból i rzewną radość jednocześnie. Wiem że