Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przybyła i najstarsza z jego kuzynek, mieszkająca pod Orelem, w jednym z kluczów do Piotra należących.
Wrażenia otrzymane w niewoli dopiero po jakimś czasie zacierały się w jego umyśle podczas długiej rekonwalescencji. Trudno mu było oswoić się z tem zrazu, że z pierwszym dnia brzaskiem nie popędzą go dalej i dalej z tą trzodą do której należał bezpośrednio; że mu nikt nie zabierze jego pościeli; że będzie miał co zjeść na śniadanie, objad i kolacją. Skoro usnął przesuwały mu się w myśli straszne obrazy z przeszłości świeżo przebytej. Słyszał wystrzały któremi dwóch niegodziwych Francuzów dobili biednego poczciwego Platona, jego druha serdecznego. Ściskało mu się serce na nowo bólem ciężkim, jak w owej chwili, gdy mu wycie żałośne Burka zwiastowało skon pana, po którym psina przywiązany nie mógł się odtęsknić, i nie chciał się ruszyć z tego miejsca. Ich pędzono dalej, a Burek prawdopodobnie legł obok pana swego na wieczny sen.
W czasie rekonwalescencji nie posiadał się z radości uczuwszy się wolnym. Każdy człowiek ma wrodzonem to uczucie, każdy cieszy się wolnością jak ptak z klatki wypuszczony. Może nigdy w życiu nie zaznał Piotr tak zupełnej wolności fizycznie i moralnie. Był sam w mieście obcem gdzie nie znał nikogo i nawzajnm nie był znanym. Nikt niczego nie żądał nie wymagał od niego. Nawet i pamięć o żonie nie truła mu teraz błogiego spokoju. Nie żyła, nie mogła go zatem więcej prześladować swoją osobą, okrywać hańbą i śmiesznością. Czasem wskutek długiego nawyknienia pytał sam siebie: — „Cóż teraz pocznę“? — i odpowiadał w duszy: — „Nic,