Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W minutę później, wyszedł Kutuzow na ganek. Pierś okrywały mu mnogie dekoracje. Brzuszek mocno odstający ścisnął pasem. Postępował naprzód z mozołą, kołysząc się w prawo i w lewo, całą swoją figurą przysadkowatą. Wsadził na głowę kapelusz stosowany, wciągnął rękawiczki na grube i tłuste ręce i tak idąc ze stopnia na stopień, z ganku aż na dół, odebrał od oficera służbowego raport na piśmie, który miał wręczyć carowi.
Drugie sanki przeleciały galopem im po pod oczy. Teraz wszyscy wzrok wlepili, nie śmiąc prawie odetchnąć w pyszne sanie, w głębi których dostrzegano cara, w towarzystwie księcia Wołkońskiego.
Od lat pięćdziesięciu Kutuzow doświadczał zawsze wzruszenia gwałtownego na widok swego monarchy czy też monarchini. I teraz więc z pewnem drżeniem wewnętrznem pełen niepokoju, obmacał szybko dekoracje na piersiach, poprawił kapelusz na głowie, a w chwili gdy car z sani wyskakiwał, zdobył się na odwagę, posunął się ku niemu, podał raport, przemawiając jak zwykle głosem przyciszonym, pieszczotliwym i pełnym najgłębszej czci. Car zmierzył go wzrokiem surowym od głowy aż do stóp, z brwiami groźnie ściągniętemi. Pohamował się jednak w gniewie, otworzył ramiona i starca sędziwego serdecznie ucałował. Znowu ten uścisk przyjacielski związany prawdopodobnie z starca tajemnemi myślami wzruszył go niesłychanie. Załkał głucho.
Car pozdrowił ruchem łaskawym jeneralicją, odsalutował gwardzistów, a uścisnąwszy ponownie dłoń Kutuzowa wszedł do swojego apartamentu.
Skoro znaleźli się sam na sam, car nie szczędził