Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy sądzisz, że znalazł się tu przypadkiem? — szepnął na ucho nowoprzybyłemu jeden z adjutantów Jermołowa. — To się grubo mylisz mój drogi. Przybył na bal umyślnie, aby wyciąć frykę Konowniczynowi. Zobaczysz co to się będzie jutro działo! Galimatjasz, zamieszanie, mówię ci, jak przy końcu świata...





XX.

Stary Kutuzow, kazawszy obudzić się do dnia w dniu bitwy, ubrał się, odmówił zwykłe pacierze, a następnie wsiadł do karety. Doświadczał nader przykrego uczucia, jadąc po to, aby dowodzić bitwą, wydaną wbrew jego woli i chęci. Udał się drogą na Letaczewko, oddalone o pięć wiorst od Tarutyna. W tem miejscu miały skoncentrować się wszystkie kolumny. Przez drogę to drzemał, to budził się słuch wytężając, czy nie usłyszy ognia z ręcznej broni. Dniało. Był to ranek czysto jesienny, wilgotny, chłodny i z niebem szarem ołowianem. Gdy dojeżdżał do Tarutyna, spotkał żołnierzów od konnicy, którzy prowadzili konie do pójła. Kazał stanąć, i zaczął ich wypytywać, do jakiego pułku należą? Pułk ich stanowił część oddziału, który powinien był już od dawna stać na czatach w miejscu wskazanem.
— Może ja się mylę — pomyślał Kutuzow. Trochę dalej atoli zobaczył piechurów z bronią w kozły ułożoną, jak zajadali najspokojniej kaszę z kociołka, obsiadłszy