Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy rozdano suchary oddziałom gwardji? — spytał tonem surowym.
— Nie inaczej Sire.
— A ryż?
Rapp odpowiedział, że dopilnował osobiście rozdania ryżu. Napoleon mimo tego potrząsł głową niechętnie. Zdawał się wątpić, czy ten rozkaz ściśle wykonano. Lokaj przyniósł wazę z ponczem. Napoleon kazał nalać szklankę i Rapp’owi. Sam popijał poncz małemi łykami.
— Nie mam ani smaku, ani powonienia — skarżył się. — Nieznośne to katarzysko I wysławiają przedemną sztukę lekarską i doktorów, którzy nie mogą mnie nawet uwolnić od głupiego kataru!... Corvisart dał mi wprawdzie te pastylki, które mi jednak żadnej ulgi nie sprawiają. Nie umieją obejść się z żadną chorobą i nigdy się tego nie nauczą... Nasze ciało jest to maszynerja przeznaczona do życia. Stworzono je do tego, takim jest jego ustrój naturalny. Zostawić je tylko w spokoju, niech żyje jak chce, niech się samo ratuje jak może. Poradzi ono sobie skuteczniej, niż jeżeli będziemy je ubezwładniać i zatruwać medykamentami. Nasze ciało to niby zegar doskonały, który musi iść dobrze przez pewien przeciąg czasu. Raz go zrobiwszy, zegarmistrz już go nie może otworzyć, aby zajrzeć do wnętrza, co mu brakuje i co się w nim popsuło. Radzi po omacku, z oczyma zawiązanemi... Nasze ciało przeznaczone aby życia używało w całej pełni i basta.
Gdy raz wszedł na tor określań, które lubił namiętnie, dodał jeszcze i ten aforyzm.
— Czy wiesz Rapp, od czego zawisła cała sztuka