Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z winowajcą. Rotmistrz atoli wstrzymał ich zapęd tonem surowym.
— Zawoła się was w razie potrzeby... A teraz marsz do stajni.
Odeszli jak nie pyszni. Luzak tymczasem pokręcił się był po kuchni i zbliżył się szepcąc na ucho swojemu przełożonemu.
— Mają przedziwną zupę ziemniaczaną i pieczeń baranią. Czy pan rotmistrz każe sobie podać?
— Naturalnie! A nie zapomnij o winie.





XLVI.

Piotr uznał za stosowne ponowić uroczyste zapewnienie, że nie jest francuzem, i chciał się cofnąć z pokoju. Nowy jego towarzysz był atoli tak grzecznym, serdecznym i pełnym życzliwości, że nie mógł odmówić mu i zasiedli obaj w najlepszej harmonji do objadu, w salce jadalnej. Tu rotmistrz powtórzył mu, ściskając za rękę kilkakrotnie, że czuje się z nim związany na resztę życia, wdzięcznością bez granic, mimo że upiera się w tej dziwacznej idei, jakoby nie był francuzem, tylko rosjaninem. Gdyby pan rotmistrz miał dar jasnowidzenia i mógł był przeniknąć myśli Piotra w tej chwili, byłby go prawdopodobnie porzucił natychmiast. Czyż potrafiłby atoli wybadać ściśle kogokolwiek, mieląc ciągle sam językiem?