Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Daremnie rozsyłano mnogie rozkazy z głównej kwatery do rozmaitych dowódzców, aby zabronili surowo swoim podwładnym latać po mieście, używać gwałtu wobec mieszkańców i dopuszczać się rabunku. Daremnie nakazano najsurowiej robić codziennie jeneralny przegląd pojedynczych oddziałów, czy wszyscy żołnierze nocują w swoich kwaterach? Wbrew tym wszystkim rozporządzeniom, ci ludzie, którzy wczoraj jeszcze tworzyli armją, rozsypywali się teraz po mieście opustoszałem, szukając łupów bogatych i używania na czem się tylko dało. Znikali i wsiąkali w miasto, niby woda pochłaniana przez suchy piasek. Kawalerzyści naprzykład: wchodzili do domu kupca bogatego, znajdując tam wszystko, czego tylko mogli potrzebować, tak dla siebie jak i dla swoich koni. To im jednak nie wystarczało. Zajmywali w dodatku dwa lub trzy domy sąsiednie. Pisali natychmiast na bramie kredą, do kogo dom należy z wszystkiemi stajniami i remizami. W końcu żołnierze rozmaitych broni i oddziałów zaczęli się kłócić i staczali krwawe bójki jedni z drugimi. Zanim zajęli wyznaczoną im kwaterę, biegli na miasto, tam, gdzie ich słuchy dochodziły, że można obłowić się najlepiej w przedmioty wielkiej wartości. Ich dowódzcy, starając się nadaremnie wstrzymać tę istną powódź, dali się unieść sami prądowi, i łupili co się dało. Nawet jenerałowie nie wzdragali się odwidzać tłumnie magazynów z powozami, i zabierali bez ceremonji, co im tylko wpadło w oko. Nieliczni mieszkańcy, którzy nie zdołali wynieść się z miasta zawczasu, ofiarowali sami mieszkania wyższym oficerom, w nadziei, że tym sposobem unikną rabunku. Łupy bo-