Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze czterech pomieścimy — zadecydował Wasyliczyn. — Wezmę ich na mój własny wózek.
— Dajcie im bryczkę mojej pokojowej — odezwała się hrabina. — Matrunę wezmę z sobą do karety.
Wykonano ten rozkaz natychmiast, posyłając jeszcze po dwóch rannych do domu sąsiedniego. Cała służba wraz z Nataszką, była w podnieceniu gorączkowem.
— Co zrobimy z tą wielką skrzynią? — namyślali się pakujący, nie mogąc pomieścić w tyle woza, bardzo ciężkiej paki.
— Co w niej jest? — spytała Nataszka.
— Książki same...
— Zostawcie! Obejdzie się bez niej.
Na bryczce było pełniusieńko. Zabrano nawet miejsce Pawła.
— Pojedzie z nami, na koźle. Nieprawdaż Pawłuniu, że pojedziesz chętnie na koziołku? — objęła go czule za szyję Nataszka.
Sonja ze swojej strony krzątała się nieustannie, ale zupełnie inaczej niż Nataszka. Kazała układać paki rzędem w dużej sieni, spisywała wszystko najporządniej, podług życzenia hrabiny i starała się pomimo wszystkiego, zabrać na wozy przynajmniej rzeczy najkosztowniejsze.