Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nic a nic nie rozumiem — bąknęła hrabina głosem omdlewającym.
Nataszka śmiechem wybuchnęła. Uśmiechnęła się i matka w końcu do swojej pieszczoszki.
— Oh! wiedziałam że mateczka pozwoli, powiem im to natychmiast! — Zerwała się z kolan, matkę uściskała, i wyfrunęła jak ptaszyna spłoszona. W głównym salonie wpadła na ojca, który wracał z klubu z najgorszemi wiadomościami.
— Za długośmy się konopadzili z tem wybieraniem! — wykrzyknął tonem zgryźliwym. — Klub zamykają, policja miasto opuszcza!
— Tatko mnie za to nie wyłaje, nieprawdaż, żem pozwoliła wprowadzić do nas rannych?...
— Ależ ma się rozumieć — hrabia bąknął roztargniony. — Nie o to idzie teraz; tylko żądam stanowczo, żebyście wszystkie jak jesteście, nie zajmowały się głupstwami, nie latały, nie paplały, tylko wzięły się na serjo do pakowania... Trzeba odjeżdżać, uciekać z Moskwy i to jak najprędzej! Te słowa powtarzał hrabia bez zmiany, każdemu, kogo tylko w domu napotkał.
Podczas objadu, Paweł opowiedział, jako wiadomość zaczerpniętą z najpewniejszego źródła, że do dnia motłoch uliczny pozabierał wszystką broń z arsenału. Pomimo że Roztopczyn obiecywał w swoich drukowanych afiszach wydać na dwa dni naprzód — „krzyk trwogi, wzywający na ratunek każdego prawego Moskala!“ — dowiedziano się z boku, że wydano rozkaz po cichu, aby lud udał się całą masą na Trój-Górze, gdzie ma się stoczyć walna bitwa! Hrabina wpatrywała się z naj-