Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXX.

W sobotę 12 września wszystko przewracało się do góry nogami w pałacu Rostowów. Drzwi pootwierano na oścież, meble pakowano lub okrywano szaremi pokrowcami. Nic w całym pałacu nie zostało na dawnem miejscu. Wszędzie było pełno słomy, siana i papierów do owijania. Chłopi przybyli z wozami z dóbr hrabiego z pod Moskwy, znosili stękając i pot z czoła ocierając, ciężkie paki jedne po drugich. Składali je następnie i przywiązywali sznurami do wozów. Tak w pałacu jak i na dziedzińcu było gwarno i roiło się od ludzi. Hrabia ma się rozumieć, ulotnił się z domu czemprędzej. Hrabina dostawszy okropnej migreny, z tego całego piekielnego tartasu i hałasu, leżała z głową obwiązaną, na którą kładła kompresy z octu, na szezlongu w gabinecie na samym końcu długiej anfilady. Paweł poszedł odwidzieć kolegę, z którym chciał się dostać razem do milicji i bronić Moskwy do upadłego. Sonja pakowała od rana własną ręką porcelanę i kryształy, w wielkiej sali jadalnej. Nataszka tymczasem, przykucznąwszy na posadzce w ich panieńskim pokoiku, wpatrywała się nieruchoma, wzrokiem zamglonym, starej, zmiętej sukience balowej... W niej była ubraną na pierwszym balu w Petersburgu!
Sama sobie gorzko wyrzucała, że tak próżniakuje, gdy cały dom pracą zajęty. Próbowała kilkakrotnie w dniu dopomódz Sonji w czemkolwiek. Pakowanie atoli nudziło ją niesłychanie. Taką zaś już miała naturę, że nie potrafiła niczego, jeżeli nie wzięła się do roboty z