Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

były na nim tak silne wrażenie, że pamiętał każde z nich bardzo długo. Był tem mocniej przekonany, że ktoś mu je podczas snu podszepnął; sam bowiem nie był w stanie nadać myślom podobnych kształtów, i ubrać je w takie słowa:
— Wojna — szeptał mu we śnie ów głos tajemniczy — jest dla wolności całego rodu ludzkiego, najcięższym aktem poddania się niepojętym wyrokom Boga... „Oni“, są tak święci w swojej prostocie niezrównanej! „Oni“, nie rozprawiają, nie zżymają się i nie protestują, tylko działają, jak mają z góry nakazanem... Słowo, mój synu, jest ze srebra... a milczenie ze złota, mówi mędrzec... Dopóki człowiek lęka się śmierci, jest jej niewolnikiem... Ten, który przestaje bać się takowej, opanowuje wszystko i wszystkich... Gdyby na ziemi nie istniał ból, tak moralny jak i fizyczny, człowiek nie znałby granic dla swojej woli i nie pojmowałby sam siebie...
Szeptał mu coś jeszcze tajemniczo, gdy zbudził Piotra służący, pytając czy każe zaprzęgać? Słońce wypłynęło już było wysoko na strop nieba. Obejrzał się po dziedzińcu. Pełno w nim było błota i nawozu cuchnącego. W samym środku stała studnia. W koło niej żołnierze konie poili, zaprzęgając je potem do wozów i wózków. Tak ludzie jak i konie wyglądali jak szkielety. Piotr odwrócił się z wstrętem najwyższym od tego widoku. Przymknął oczy i upadł napowrót w głąb karety.
— Nie — pomyślał — nie chcę dłużej patrzeć na te brudy, pragnę zrozumieć te prawdy, które mi objawiono podczas snu. Gdyby mnie był zbudził cokolwiek później mój sługa, byłbym się dowiedział o wszystkiem. Co