Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skoro ukazał się Bennigsen, Kutuzow przysunął się z krzesłem do stołu, tak atoli, żeby światło świec zapalonych, na twarz mu nie padało.
Bennigsen zagaił posiedzenie, wypowiadając te słowa tonem patetycznym:
— Czy wolno nam poświęcić bez walki, odwieczną i świętą dla Rosjan starą carów stolicę, czy też mamy jej bronić?
Zapanowało nagle ponure milczenie. Twarze wszystkich drgnęły kurczowo, oczy skierowały się na Kutuzowa. Ten z brwiami ściągniętemi, pokaszliwał, nos siąkał, starając się opanować wzruszenie mimowolne. I Parania z wysokości swojego schronienia, przypatrywała się bacznie „dziadziowi“.
— Stara i święta carów stolica! — powtórzył nagle starzec słowa poprzednie z gniewem, i gorżkiem szyderstwem, jakby chciał wykazać całemu światu, fałsz w nich ukryty. — Wasza ekscellencja pozwoli sobie powiedzieć — zwrócił się do Bennigsena — że ten frazes wydaje się zupełnie bez znaczenia dla każdego serca rosyjskiego. Nie w ten sposób musi być postawioną kwestja, dla której roztrząsania zgromadziłem wszystkich panów tu obecnych. Jest ona czysto wojskową, i tak się przedstawia: Zbawienie i ocalenie kraju od najazdu, zależy od armji. Czy zatem przedstawia większą korzyść narażenie tejże armji na zgubę razem z Moskwą, po stoczonej bitwie, czy też lepiej cofnąć armję bez straty, a Moskwę poświęcić, nie broniąc jej wcale? W tym względzie pragnę zasięgnąć waszej rady.
Zaczęto nad tem rozprawiać szeroko i długo. Ben-