Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pejskich... a was zepchnę po za Dźwinę i Dniepr... Zbuduję nazad przeciw wam zaporę, którą zaślepiona i zbrodnicza Europa, pozwoliła obalić... Postawię Polskę silną i potężną... Tak, oto co was czeka i co zyskacie zrywając ze mną...
Zaczął na nowo przechadzać się po pokoju, zażył tabaki po kilka razy, nakoniec zatrzymał się przed jenerałem rosyjskim, mierząc go wzrokiem szyderskim.
— A jednak — mruknął pół głosem — jakie to wspaniałe panowanie mógł był mieć wasz monarcha.
Bałakow nie wytrzymał w tym razie i odpowiedział kategorycznie, że Rosja nie widzi obecnego położenia w tak czarnych kolorach i że liczy przeciwnie na jak najlepsze powodzenie. Napoleon raczył skinąć drwiąco głową, chcąc tem wyrazić: — „Rozumiem, twoją powinnością jest mówić w ten sposób, ale pierwszy w to nie wierzysz, bo przekonałem cię przecie, że jest wręcz przeciwnie.“
Pozwolił mu nakoniec dopowiedzieć swoje zdanie, a zażywszy po raz trzeci tabaki, uderzył nogą o posadzkę. To było sygnałem. Natychmiast otworzyły się drzwi na oścież i wszedł szambelan podając cesarzowi z niskim ukłonem kapelusz i rękawiczki. Inny niósł chustkę do nosa. Nie zwrócił na nich wcale uwagi.
— Zapewnij jenerale w mojem imieniu twego monarchę — mówił dalej — że jestem mu tak samo oddany jak i przedtem. Znam go i umiem cenić nader wysoko jego przymioty niezrównane... Nie zatrzymuję cię dłużej jenerale... odbierzesz niebawem moją odpowiedź, na list cara... — Wyrwał kapelusz z rąk szambelana, i rzucił