Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawiasem, że widział nie dawniej jak dziś zrana Kutuzowa, dowódzcę milicji w Petersburgu, przyjmującego ochotników w sali ministerstwa finansów. Ośmielił się przy tej sposobności nadmienić, że on był właśnie jedynym, któryby mógł odpowiedzieć godnie wszelkim wymaganiom, przywiązanym do tytułu wodza naczelnego.
Panna Scherer uśmiechnęła się melancholijnie, twierdząc, że Kutuzow przysparza li trosk i zgryzot najjaśniejszemu panu.
— Tak, wypowiedziałem to był otwarcie na zgromadzeniu szlachty — odezwał się książę Bazyli — zwróciłem ich uwagę, że zamianowanie Kutuzowa na dowódzcę milicji, nie zadowolni wcale najjaśniejszego pana. Nie chcieli mnie jednak słuchać, lubią bowiem bruździć zawsze i wszędzie! A dla czego? Bo radziby małpować mieszkańców Moskwy w ich zapale niedorzecznym! — wyrwało mu się nagle. Zapomniał nieborak z kretesem, że ten frazes, który byłby zyskał ogólny poklask w salonie jego córki, był co najmniej niestosowny u panny Scherer. Połapał się gdy już było za późno, i starał się natychmiast swój błąd naprawić!
— Jestże to stosownie, przyznajcie państwo sami, żeby tam zasiadał starzec zgrzybiały i zdziecinniały? Trudzi się nadaremnie... Czyż można wybierać na głównodowodzącego, człowieka złych obyczajów, który nie umie już siedzieć na koniu i zasypia podczas rady wojennej? Mógł że by kto twierdzić naprzykład: że Kutuzow odznaczył się czemkolwiek w Bukareszcie? Nie wspominam o jego zdolnościach wojskowych, za dużo byłoby o tem do powiedzenia. Jakżeby jednak było możliwem wybierać