Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się coraz do nich przybliżać, jakby już były tuż przed nimi.
Hrabia spojrzał w prawo i spostrzegł Mitkę, któremu oczy zdawały się na wierzch wyskakiwać. Ten machał czapką i rękami ku niemu, jakby wskazywał coś hrabiemu w stronie przeciwnej.
— Idzie prosto na nas! — krzyknął tak potężnie, że łatwo było domyśleć się, iż ten głos pragnął od dawna wydobyć się na zewnątrz.
I popędził pierwszy galopem spuszczając psy ze smyczy.
Hrabia z Semionem, wyskoczyli również z lasu na drogę. Teraz i oni zobaczyli wilka ogromnego, który szedł prosto na nich. Kołysał się i biegł w podskokach nie spiesząc się zanadto. Psy podniecone widokiem wilka zagrały i zerwawszy się gwałtownie ze smyczy, pogoniły za nim.
Wilk przystanął. Zwrócił ku psom ciężko i niezgrabnie, swój łeb wielki i szeroki, niby ktoś cierpiący na silne gardła zapalenie. Po chwili popędził dalej ogon podniósłszy. W dwóch rzutach potężnych, dotarł do lasu i znikł w gęstwinie. Teraz z przeciwnej strony lasu, wysunął się pies jeden, za nim drugi i trzeci, wreszcie cała sfora psów, zdyszanych, rozszalałych i bezradnych. Psy przeleciały galopem przez niewielką polankę pod lasem, goniąc dalej wilka w gąszczu leśnym. Wśród splątanych gałęzi leszczyny, ukazał się nagle bułanek z siedzącym na nim Daniłą. Koń był cały spieniony. Jeździec z głową odkrytą, (czapka spadła mu gdzieś w krzakach), z włosem siwym rozwianym na cztery wiatry,