Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwą!... Ale ty nie wiesz biedaczko, co to znaczy miłość!
— Oh! Nataszko!... tamten więc już zupełnie zapomniany? — Nataszka słuchała z roztargnieniem, jakby jej słów wcale nie rozumiała. — Cóż więc postanowiłaś? Czy zrywasz wszelkie związki z księciem Andrzejem?
— A nie mówiłam, że ty tego nie pojmiesz wcale!... Posłuchaj tylko. — Nataszka wybuchła z uniesieniem.
— Nie, ja w coś podobnego nie mogę uwierzyć, wyznaję to szczerze. Jakto? kochasz rok cały człowieka najszlachetniejszego, aż raptem... Przecież tego drugiego widziałaś zaledwie trzy razy. Czyste niepodobieństwo, nie wierzę ci, żartujesz ze mnie po prostu. Jakto? Zapomniałaś o Andrzeju w tych kilku dniach?
— Kilka dni? Ależ mnie się zdaje, że kocham od stu lat Anatola, żem go kochała wiecznie i zawsze i tylko jego, jedynego! Siadaj i słuchaj. — Pociągnęła ją ku sobie, ściskając z całej siły. — Słyszałam nieraz... a i ty również, że istnieje miłość podobna, dotąd jednak nie doświadczyłam czegoś podobnego. On w niczem do tamtego nie podobny. Zaledwiem na niego spojrzała, odgadłam w nim mego pana wszechwładnego, uczułam się jego niewolnicą. Musiałam go pokochać. Tak, jestem jego niewolnicą. Cokolwiek mi rozkaże, spełnię to bez zawahania, bez chwili namysłu. Ty bo tego nie rozumiesz co? Ha! nie moja w tem wina.
— Pomyśl tylko Nataszko. Nie mogę dopuścić do czegoś podobnego, ten list odebrany w największej tajemnicy? Jak mogłaś go przyjąć? — Sonia perswadowała dalej, nie będąc w stanie ukryć ani trwogi, ani