Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

smutniejszą. i przypomniała sobie z goryczą niewypowiedzianą, jak ją przyjęto w pałacu Bołkońskich i ile tam zniosła dotkliwego upokorzenia. Odwróciła wzrok czemprędzej i z niechęcią od tamtej pary.
— Jakim prawem ten staruch niegodziwy, mnie odtrąca?... Ale po co mam o tem myśleć? — potrząsła głową. — Zapomnijmy o tych wszystkich zgryzotach, aż do jego powrotu. — Zaczęła przechodzić oczami z uśmieszkiem wesołym i figlarnym, twarze znajome i nieznane jej, na krzesłach parterowych i na balkonie pierwszego piątra. Na samem środku, w pierwszym rzędzie spostrzegła Dołogowa. Obrócony plecami do sceny, oparty o poręcz fotelu, miał na sobie cały strój Persa. Włosy ufryzowane w pukle i podczesane wysoko, tworzyły na głowie ogromną czuprynę. Nadawało to jego całej postaci cechę niesłychanie oryginalną. Wysunięty naprzód, wiedział doskonale, że zwraca na siebie powszechną uwagę. Tego właśnie pragnął. Otaczała go złota młodzież moskiewska, w obec której przybierał ton lekko protekcjonalny. Był tak swobodnym i bez najmniejszej żenady, jakby był sam jeden u siebie w pokoju.
Hrabia Rostow trącił Sonię, łokciem wskazując jej ekswielbiciela.
— Nie do poznania, co?... Skądże przybywa? — spytał hrabia Szynszyna. — Był ulotnił się zupełnie na czas dłuższy.
— Najzupełniej! — potwierdził zapytany. — Był w Kaukazie. Naraz znikł stamtąd bez śladu. Zapewniają że zrobiono go ministrem w Persji, w jakiemś mniejszem państewku. Tam miał zabić w pojedynku rodzonego