Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dwie młode panienki, bardzo ładne, choć każda była w innym rodzaju piękną, wchodzące do teatru w towarzystwie hrabiego Rostowa, którego również od wieków nie widziano w Moskwie, zwróciły natychmiast na siebie ogólną uwagę. Wiedziano mniej więcej, że młodsza córka Rostowa zaręczona z księciem Andrzejem, mimo, że tego nie ogłoszono urzędowo, i że od zaręczyn, Rostowy nie ruszyli się ze wsi. Nie dziw zatem, że narzeczona najświetniejszej partji w całej Rosji, budziła powszechną ciekawość u mężczyzn, powszechną zazdrość u kobiet!
Nataszka rozkwitająca wogóle pięknością w całej pełni, tego wieczora, w prześlicznej toalecie, wyglądała rzeczywiście czarująco. Uczucia wewnętrzne piersi rozpierające nadmiarem życia i namiętności młodocianej, rozpłomieniały jej wzrok, który, jakby dla kontrastu, tem bardziej uderzającego, ślizgał się po wszystkiem i wszystkich, z dziwną, prawie apatyczną obojętnością, nie zatrzymując się dłużej na niczem i na nikim. Było widocznem, że nie szuka nikogo w tym tłumie różnobarwnym. Jej rączka o kształtach niesłychanie arystokratycznych, bawiła się machinalnie złotą lornetką na łańcuszku, z z łokciem opartym od niechcenia, o poduszkę pąsową aksamitną, którą brzeg loży był miękko wyścielony.
— Popatrz no Soniu — szepnęła Nataszka — zdaje mi się że naprzeciw naszej loży, siedzi hrabina Aleninowa z córkami?...
— Przez miłosierdzie Boże! — wykrzyknął hrabia, zobaczywszy wtaczającego się do jednej z lóż grubasa, swojego dobrego znajomego — Michał Kiryłowicz jeszcze więcej utył, odkąd go z oczu straciłem.