Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— wykrzyknął mąż z zachwytem, wyciągając ku niej ramiona do uścisku. Żona jednak, bojąc się o świeżość toalety, odsunęła go z lekka, zarumieniona wstydliwie, jak młoda dzieweczka.
— Mamo, toczek trochę więcej na bok... zaraz ci go poprawię.
Jednym susem rzuciła się Nataszka na matkę, rozdzierając ku najwyższemu przerażeniu szwaczek, tkaninę delikatną, której nie miały czasu z rąk wypuścić.
— Ach mój Boże! co za nieszczęście! Ale doprawdy, to nie moja wina!... — wykrzyknęła.
— No! Jakoś tej biedzie zaradzimy — zapewniła stara piastunka, zaszywając tiul naprędce. — Ot! już nie ma ani znaku! — zawołała po chwili rozpromieniona — Oh! moje dziateńki, moje piękności, moje królowe! — staruszka złożyła ręce przed niemi w najwyższym zachwycie, spoglądając to na jedną, to na drugą... Przed wami pójdą w kąt wszystkie!
Nakoniec wyjechano po hrabiankę Perońską.
Mimo lat przeszło czterdziestu, i fenomenalnej brzydoty, panna Perońska strawiła nie mniej czasu przy toalecie. Nie spieszyła się może tak bardzo, mając w tem więcej wprawy. I ją podziwiał szczerze jej frauencymer. Wyglądała wspaniale w ciężkiej sukni z żółtego adamaszku, złotem przetykanego. Na sukni miała wyszytą złotem cyfrę swoją, jako dworska frejlina. Jaśniała cała od brylantów, i była zupełnie gotową, gdy po nią zajechano.
Wychwalała pod niebiosa toalety tak samej hrabiny jak i panienek; one nawzajem nie szczędziły jej komple-