Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do swego grona Berga, jako przyszłego męża Wiery, nie posiadała się z radości, że nareszcie pozbędą się z domu tej, która tak wszystkim i na każdem miejscu zawadzała. Starali się ile możności pokrywać to uczucie mimowolne, i lękali się żeby z niem nie zdradzić się nadto wyraźnie. Wszyscy też wyglądali nienaturalnie, jakby wiecznie pomieszani i zażenowani. Stary hrabia wstydził się najbardziej, nie mogąc oznaczyć chwilowo ile da córce posagu. Wierzyciele naciskali nań coraz gorzej, długi rosły jak na drożdżach, a w miarę tego zwiększały się jego troski i kłopoty finansowe. Dotąd nie miał śmiałości rozmówić się z Bergiem otwarcie, w tej kwestji drażliwej. Już tylko tydzień zostawał mu do dnia ślubu Wiery, a ojciec dotąd nic nie postanowił. Niegdyś przeznaczał w myśli trzysta dusz każdej córce w posagu, gdy na świat przychodziły, odtąd jednak wszystko zmieniło się na gorsze. Dusze posprzedawano razem z dobrami, pieniądze rozlazły się niewiedzieć którędy, a biedny ojczysko zachodził w głowę, w jaki sposób rozwiąże ten węzeł gordyjski? Czy dać córce dobra Riazan? Czy sprzedać część lasu w Otradnoe, lub pożyczyć pieniądze na weksel? Jeszcze nie był się namyślił ostatecznie, gdy pewnego dnia wszedł do niego Berg wcześnie z rana, i spytał prosto z mostu, nie owijając w bawełnę, z najsłodszym uśmiechem, ile też raczy dać swojej córce w posagu? Hrabia zmieszany i zaniepokojony, kwestją postawioną tak kategorycznie, zaczął wywijać kominka, odpowiadając ni to, ni owo:
— Nie bój się niczego, synciu kochany... będziesz ze mnie zadowolony... cieszy mnie że umiesz brać się tak