Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skwie pewnego wieczora, Berg zobaczył w loży hrabiankę Wierę Rostow. Wskazał na nią oczami i rzekł do towarzysza broni siedzącego obok, a który był również Niemcem z rodu:
— Ta tam będzie moją żoną.
Obliczywszy wszelkie szanse z góry, i po głębokim namyśle, porównywając swoje stanowisko, z obecnem położeniem Rostowów, zdecydował się wreszcie na krok stanowczy.
Jego oświadczyny przyjęto zrazu ze zdziwieniem nie zbyt pochlebnem dla niego:
— „Jakto, syn ubogiego szlachetki z Inflant, śmie sięgać po rękę hrabianki Rostow?“ — Cecha główna jego charakteru: nieograniczone, posunięte do najwyższej naiwności samolubstwo, i tu mu drogę utorowało, znosząc i zmiatając przed nim wszelkie zapory. Tak był przekonany o swojej doskonałości, że wkrótce udzieliło się to przekonanie całej rodzinie Wiery. Przyznano w końcu, że Wiera nie mogłaby wybrać lepiej. Majątek Rostowów topniał w oczach; Berg wiedział o tem. Panna liczyła obecnie dwadzieścia cztery wiosen, a mimo jej piękności i wykształcenia, jakoś nikt się dotąd nie trafiał!... Przyjęto go zatem nie mając nic lepszego pod ręką.
— Widzisz — tłumaczył Berg szeroko i długo swojemu towarzyszowi, którego nazywał przyjacielem, (mieć serdecznego przyjaciela należało bowiem do dobrego tonu). — Wszystko naprzód obmyśliłem, ułożyłem, i nie ożeniłbym się, gdyby cokolwiek nie stosowało się do moich obliczeń. Mój przyszły tatko i szanowna teściowa, są zaopatrzeni należycie, (wystarałem im się jak wiesz o