Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niewyczerpany w opisywaniu uczucia gwałtownego, która zawładło nim tak despotycznie, i któremu nie był zdolnym stawić oporu.
— Byłbym wyśmiał każdego, ktoby mi był prorokował, że pokocham w taki sposób. Coś zupełnie innego, niż dotąd doświadczałem — tłumaczył Piotrowi. — Świat dzieli się dla mnie teraz na dwie połowy. Jedną zajmuje i wypełnia Ona niepodzielnie, i tam jest szczęście, światło, nadzieja... Gdzie jej nie ma, panuje ciemność i zwątpienie rozpaczliwe...
— Pojmuję to — mruknął Piotr. — Zwątpienie i egipskie ciemności!...
— Nie mogę zakazać sam sobie i nie pójść za szczęściem, za światłem!... To nad moje siły!... Tak jestem zresztą rozradowanym... Czy tyś mnie zrozumiał? Tak, czuję żeś pojął czem Ona jest dla mnie, i żeś z tego obrotu rzeczy zadowolony!
— Ah! wierz mi, cieszę się sercem całem!
Piotr spojrzał na niego temi swojemi poczciwemi oczami, serdecznemi i smutnemi jednocześnie. W miarę jak rozjaśniał się horyzont jego przyjaciela, własne życie stawało przed nim jeszcze czarniejsze, smutniejsze, i bez promyka nadziei na przyszłość, aniżeli przedtem wyglądało.





XXIII.

Ponieważ Andrzej nie chciał wziąć ślubu, nie uwiadomiwszy wpierw ojca, odjechał na wieś zaraz nazajutrz.