Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od bitwy pod Austerlitz, odszukał swoje niebo, bezdenne, idealne, to samo, które rozciągało się wtedy po nad jego głową, gdy leżał ranny na polu. Uczucie uśpione w nim oddawna, najlepsze z niego całego, zbudziło się na nowo w jego duszy; odradzała się w nim młodość i szczęścia pragnienie. Skoro powrócił do swoich codziennych zatrudnień, uczucie to zacierało się i słabło po trochę. Jednak od chwili owej rozmowy z Piotrem, i mimo że nic się na pozór nie zmieniło w trybie jego życia, Andrzej czuł jakieś dziwne drgania w sercu, niby zapowiedź zupełnie odmiennego życia moralnego w przyszłości.





XXIX.

Ściemniło się już było zupełnie, gdy zajeżdżali główną bramą, przed dom w Łysych Górach. Książę Andrzej zwrócił śmiejąc się uwagą Piotra, na popłoch niesłychany i ruch na dziedzińcu, który wszczął się na widok ich pochodni, pozapalanych w głównej alei do domu prowadzącej. Drzwiami bocznemi pałacu, wysuwały się trwożliwie jakieś cienie. Staruszka uginająca się pod ciężarem sporego worka, który dźwigała na plecach; później jakiś mężczyzna wzrostu małego, z długiemi włosami, ubrany całkiem czarno, uciekli natychmiast, gubiąc się w ciemnym szpalerze. Jeszcze dwie kobiety dopędziły tych dwoje pierwszych, oglądając się trwożliwie na zbliżający się powóz.