Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynami o rękę Marji dla swego syna, który gotówby nawet wojsko porzucić, i zamieszkać na wsi wraz z żoną przy ojcu.
— I owszem! i owszem! niech idzie za mąż choćby dzisiaj — ofuknął go starzec gniewnie. — Czyż ja ją trzymam na uwięzi? Czy sądzą że się bez córki obejść nie potrafię?... Tylko chciałbym wpierw poznać cokolwiek mego zięcia przyszłego... Znasz moje zasady. Działajże szczerze ze mną i nie wycinaj kominków, bo to na nic ci się nie przyda. Spytam zaraz jutro, w twojej obecności księżniczkę Marję, czy go chce na męża? W takim razie zostanie z nami czas jakiś, abym go mógł cokolwiek wystudjować...
Starzec mówił coraz głośniej i tonem opryskliwym, jak to było u niego w zwyczaju, tonem tym samym, którym pożegnał Anatola przed chwilą.
— Powiem ci wszystko książę otwarcie — Bazyli przybrał ton słodko pokorny, przekonany z góry, że z takim groźnym przeciwnikiem, wszelkie wykręty spełzną na niczem i chybią celu najzupełniej. — Wiem, że umiesz przejrzeć na wskroś każdego. Anatol nie jest wprawdzie żadnym geniuszem, ale chłopak to najpoczciwszy w świecie! Syn z niego przywiązany, najlepszy!
— Dobrze, dobrze... Zobaczymy... przekonamy się...
Po zjawieniu się Anatola, na ich horyzoncie, trzy kobiety, żyjące dotąd tak samotnie, i pozbawione najzupełniej męskiego towarzystwa, odczuły każda z osobna że dotąd nie żyły, tylko wegietowały. Zmysły wszelkie zaostrzyły się u nich, nagle gdy zobaczyły przed sobą młodego i pięknego chłopca. Zaczęły inaczej czuć, myśleć