Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

memorandum, raport, a choćby też po prostu pierwszy lepszy okólnik. Prócz usług, które piórem oddawał, przyznawano mu również talent niepospolity i umiejętność postępowania z taktem, w sferach wysokich. Podziwiano w nim niemniej sposób rozmawiania, dowcipny, lekki i zawsze w miarę sarkastyczny.
Bilibin wtedy tylko lubił rozmowę, jeżeli ta mu nastręczała sposobność powiedzenia czegoś niezwykłego; rozsiania wśród rozmowy pereł dowcipu ciętego, a zawsze oryginalnego. Złośliwi utrzymywali, że przygotowywał on naprzód w swojem laboratorjum, owe frazesy delikatnie zaostrzone, niby łucznik strzały. Bądź co bądź, dowcipy jego były tak doskonałe, a tak łatwe do pojęcia, że nawet głowy najbardziej zakute, zatrzymywały je w pamięci. Te „strzały“ wychodzące z jego arsenału, oblegały później wiedeńskie salony najarystokratyczniejsze, wywierając wpływ częstokroć, i to bardzo przeważny, na bieżące wypadki.
Twarz Bilibina o cerze żółtej, chuda i mimo lat młodych mnogiemi zmarszczkami poorana, była codziennie tak starannie wymyta, że każdy z tych zmarszczków świecił niby kość słoniowa, lub koniec palca, jeżli pobieleje przez długie w wodzie moczenie. Gra jego fizjognomji spoczywała głównie w ciągłej zmianie owych zmarszczków, które to tu, to tam, pogłębiały się mniej lub więcej. To czoło fałdowało się w kilka bruzd głębokich, to brwi podnosiły się w górę, i nazad w dół opadały, to policzki, a nawet nos, marszczyły się drobniutko, niby na igłę nabrane. Temu wszystkiemu towarzyszył zawsze rzut oka bystry, otwarty i wesoły.