Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmuszony zebrać radę wojenną z wszystkich wyższych oficerów, aby zadecydować, w jaki sposób ma się pułk zaprezentować. Czy po podróżnemu, czy też w pełnej paradzie? Większość była za ubraniem galowem. Lepiej zawsze okazać nadto wiele, niż za mało gorliwości w służbie. Żołnierze zabrali się więc do roboty. Mimo trzydziestu wiorst, które przez dzień przemierzyli własnemi nogami, żaden z nich w nocy oka nie zmrużył; wszystko zostało wynaprawiane i odczyszczone najpiękniej.
Adjutanci pułkowi i kapitanowie liczyli swoich żołnierzy, formowali szeregi, a gdy dzień zaświtał, wzrok ich mógł się napawać z rozkoszą widokiem tłumu złożonego z dwóch tysięcy ludzi, uszykowanego najporządniej w ściśniętą kolumnę, nie tak jak wczoraj wyglądał, zakurzony, zabłocony i obszarpany niby banda cyganów. Każdy był na swojem stanowisku i wiedział co ma robić. Nie brakło jednego guziczka, jednej sprzączki, każda drobnostka świeciła i w słońcu połyskiwała.
Wszystko zatem przyprowadzono do wzorowego porządku, a główno-dowodzący, mógł śmiało przeglądnąć każdego żołnierza z osobna. U każdego znalazłby czystą koszulę, a w tornistrze poskładane te wszystkie rupiecie, których wymagał regulamin wojskowy. Jeden jedyny szczegół pozostawiał wiele do życzenia i nieodpowiadał wzorowej całości. Tym przedmiotem było obuwie, które rwało się w strzępy, odpadało kawałkami. Bogiem a prawdą, pułk szedł ni mniej, ni więcej, tylko tysiąc wiorst, a intendentura krajowa, udawała jakby była głuchą i nic nie odpowiadała na wszelkie proźby i upominanie się pułkownika, żeby mu raz przecie dostar-