Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drugiego, niby pod dotknięciem rószczki czarodziejskiej, wyrażała powagę pełną uszanowania.
Trzecia kompanja, była ostatnią. Kotuzow stanął zamyślony, szukając po głowie czegoś, o czem widocznie zapomniał. Książę Andrzej podszedł bliżej, szepnąwszy mu po francuzku:
— Wasza Ekscellencja raczyła mi polecić, żebym jej przypomniał Dołogowa, który został zdegradowany...
— Gdzie Dołogow? — spytał szybko Kotuzow.
Przebrany obecnie w prosty kitel żołnierski z sukna szarego, Dołogow, nie kazał wcale czekać na siebie. Wyszedł z szeregu, zgrabnie i sprawnie broń prezentując. Był to niezaprzeczenie żołnierz piękny z postawy, zwinny w ruchach, sympatyczny z twarzy, z włosem jasnym i dużemi niebieskiemi oczami.
— Czy ze skargą? — bąknął niechętnie Kotuzow, lekko brwi marszcząc.
— Nie, to Dołogow — wtrącił Andrzej.
— A! spodziewam się, że nauka poskutkuje i poprawi cię dostatecznie. Staraj się służyć dobrze i gorliwie. Nasz car jest łaskawym i wspaniałomyślnym. I ja o tobie nie zapomnę, skoro tylko zasłużysz sobie na to.
Oczy duże i błyszczące Dołogowa patrzyły teraz z tą samą determinacją, jak mierzyły przedtem pułkownika. Ich śmiały wyraz, zdawał się zapełniać i wyrównać przepaść, która ma niby dzielić prostego żołnierza od jenerała główno-dowodzącego.
— O jedną łaskę błagam waszą Ekscellencją — rzekł głosem donośnym i dźwięcznym. — Podajcie mi sposobność