Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wany, z tej i z tamtej strony, że go broni w dodatku piętnaście tysięcy żołnierzy, którzy mają rozkaz wysadzić most w powietrze aby nam drogę zagrodzić. Ponieważ atoli byłoby więcej niż przyjemnie naszemu panu i cesarzowi zająć ten most, idźmy w trójkę i zdobądźmy go!
— A chodźmy! — odpowiedzieli tamci. — I oto jadą po moście, niby na przechadzkę, biorą go w posiadanie a za trójką wali przez Dunaj cała armja, za nimi w tropy, aby wam przeciąć wszelką komunikację.
— Może byłoby dość tych żartów niewczesnych? — oburzył się Bołkoński. — Zdaje mi się, że przedmiot jest aż nadto smutny i poważny.
A jednak, mimo ciężkiej troski, zadanej mu przez tak fatalne wiadomości, doznawał pewnego zadowolenia. Odkąd dowiedział się o rozpaczliwem położeniu swojej armji, zdawało mu się, że jemu Opatrzność poleciła, wyratować wojska rosyjskie z grożącej mu zagłady. Miało go to na wierzch wydobyć, z tłumu ciemnego i pospolitego reszty towarzyszów i otworzyć drogę do sławy. Jednem uchem słuchał Bilibina, już widział siebie przybywającego do obozu, udzielającego uwag i przestróg, na pełnej radzie wojennej i przedstawiającego plan, który mógłby jedynie armję wyratować. Rzecz naturalna, że jemu by w takim razie powierzono planu wykonanie.
— Ani mi w głowie nie postały żarty! — potrząsł głową Bilibin. — Nic prawdziwszego i nic nad to smutniejszego. Ci panowie wchodzą tedy na most, powiewając białemi chustkami i zaręczają najuroczyściej, że