Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Petersburga i napowrót! Biegać po ministrach, trafiać do tych wszystkich matadorów, umieć zażyć każdego z tych wielkich panów? Rzecz ciekawa na prawdę, jakeś wzięła się do tego? Istny cud! co do mnie, nigdybym czegoś podobnego nie potrafiła!
— Duszo moja najdroższa, niech cię Bóg zachowa od tej niedoli, żebyś miała doświadczyć na sobie czegoś podobnego! Straszny to los zostać wdową, bez majątku, bez opieki i punktu oparcia, z synem w dodatku, którego kocha się do szaleństwa. Poddajemy się wszystkiemu z miłości dla niego! Mój proces był twardą szkołą! Gdym potrzebywała widzieć się z jedną z tych matador, pisałam w tym sensie mniej więcej: — „Księżna ta i ta pragnie porozumieć się ustnie z tym i z tym“... — i jechałam do niego w najętej dorożce, raz, drugi i dziesiąty, póki nie otrzymałam, czego chciałam. A to, co sobie o mnie cichaczem myślano, było mi najzupełniej obojętnem.
— Do kogoż udawałaś się w sprawie Borysa? Koniec końców, jest porucznikiem w gwardji, podczas gdy nasz Mikołko, został junkrem zaledwie. Bo też nikt ani palcem za nim nie ruszył. Któż ci w tem dopomógł?
— Książę Bazyli. Oh! był nader uprzejmy. Obiecał natychmiast przedstawić moją prośbę i polecić ją najjaśniejszemu panu — dodała księżna żywo, nie wspominając wcale o upokorzeniach, które znosiła niedawno.
— Zestarzał się też bardzo książę Bazyli? Nie spotkałam go od owych przedstawień teatralnych u Rumianców. Musiał mnie zapomnieć, chociaż wówczas smalił do mnie cholewki co się zowie!