Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nie wątpił o tem ani chwili. Kotek udawał teraz wielką powagę; lecz skoroby znalazł się po za salonem, potrafiłby tak samo swywolić i dokazywać jak Borys i Natasza, tak samo wyskakiwać i walcować po pokoju z ukochanym kuzynkiem.
— Tak, moja droga — opowiadał ojciec Rostow — odkąd jego przyjaciela od serca, Borysa, mianowano oficerem, nie daje nam spokoju, tylko rwie się za nim w tropy!... I powiedzieć moja droga, że miałem dla niego miejsce gotowe w ministerjum spraw wewnętrznych! To przyjaźń co się zowie.
— Czy to prawda, że wojna ma już być wydaną?
— Tak mówią oddawna, i będą jeszcze o tem czas jakiś przebąkiwali, aż wreszcie przestaną... Tak, moja droga, to się nazywa prawdziwą przyjaźnią, albo ja się na tem nic a nic nie rozumiem!... Wstępuje do pułku huzarów.
Pani Karagin, nie wiedząc na razie co odpowiedzieć, głową potrząsała.
— Ależ nie czynię tego bynajmniej dla przyjaźni! — wykrzyknął Mikołaj oblany szkarłatem, broniąc się przeciw temu, jakby od czegoś, coby mu wstyd przynosiło.
Spojrzał na swoją kuzynkę i pannę Karagin. Zdawały się obie dzielić jego zdanie.
— Będziemy dziś mieli na obiedzie pułkownika z pułku Pawłogrodzkiego. Jest obecnie na urlopie, a potem zabierze go z sobą. Cóż mamy począć? — hrabia wzruszył ramionami, usiłując mówić wesoło i od niechcenia o przedmiocie, który sprawił mu wiele zgryzoty, i przysporzył troski ciężkiej.