Przejdź do zawartości

Strona:Lew Tołstoj - Wiatronogi.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uspokoiły się odrazu. Najstarsza z całej stadniny klacz Zulema zbliżyła się do wałacha, dotknęła go nozdrzami i westchnęła głęboko; z kolei z piersi wałacha wydarło się również westchnienie..

· · · · · · · · · · · · · · · · · ·



V.

W pośrodku zalanego światłem księżyca widniała chuda i wyniosła postać wałacha w wysokiej kulbace z wystającym łękiem. Wokoło stały konie nieruchome w grobowem milczeniu, jakby rażone jakąś niezwykłą nowiną.
I rzeczywiście dowiedziały się one o rzeczach niezwykłych.
Opowiadanie wałacha brzmiało w następujący sposób...

· · · · · · · · · · · · · · · · · ·


Noc pierwsza.

Tak! Ja jestem synem Miłego I. i Baby. Według wykazów metrycznych nazywam się Cham I-szy. Cham I-szy jestem podług papierów — ale tłum przezwał mnie Wiatronogim za mój chód szybki i zamaszysty, jakiego nie widziano w całym kraju. Trudno na świecie spotkać konia tak wysokiego rodu, jakim jest mój ród — takiej szlachetnej krwi. Nigdybym wam