Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jach swoich i dzieci, ich nauce i zdrowiu. Ja zaś miałem swoje pijaństwo, polowanie, urząd i karty. Byliśmy ciągle zajęci, czując, że im bardziej jesteśmy zajęci, tem gorsi stajemy się dla siebie. „Łatwo ci grymasić — myślałem sobie — wymęczyłaś mię scenami przez całą noc, a ja mam zebranie.“ — „Tobie dobrze — nietylko myślała, ale nawet mówiła — a ja całą noc nie spałam przez dziecko.“
Te wszystkie nowe teorje hipnotyzmu, chorób umysłowych — są nie zwyczajnem, lecz szkodliwem i wstrętnem głupstwem. Charcot na pewnoby powiedział żonie mojej, że jest histeryczka, a mnie, — żem nienormalny, i być może zacząłby nawet leczyć. A leczyć nie było czego.
Żyliśmy tak w ciągłej mgle, nie widząc położenia, w jakiem się znajdowaliśmy. I gdyby nie stało się to, co się stało, żyłbym tak do późnego wieku i myślałbym, umierając, że przeżyłem dobrze życie, nieszczególnie dobrze, ale i nie szczególnie źle, tak, jak i wszyscy. I nie rozumiałbym tej otchłani nieszczęścia i plugawego kłamstwa, w której się miotałem.
Byliśmy dwaj nienawidzący się więźniowie, skuci jednym łańcuchem, zatruwający sobie nawzajem życie, a usiłujący tego nie widzieć. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent małżeństw żyje w takiem samem piekle, w jakiem ja żyłem, i że inaczej być nie może. Wtedy nie wiedziałem tego ani o innych, ani o sobie.