Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tura i dla niej, i dla mnie. I nie mogła się nie męczyć. Przecież miała jak i większość kobiet pociąg do dzieci, zwierzęcą żądzę karmienia, pieszczenia, obrony. Ale nie była pozbawiona tego, co zwierzęta, t. j. wyobraźni i rozsądku. Kura nie boi się tego, co może się przytrafić kurczakowi, nie zna wszystkich chorób, które mogą go dosięgnąć, nie zna wszystkich środków, o których ludzie myślą, że mogą uratować od chorób i śmierci. I dzieci dla kury nie są męczarnią. Robi ona dla swych piskląt to, co jest dla niej naturalne i przyjemne. Dzieci są dla niej radością. Jeżeli pisklę zachoruje, to troski jej są ściśle określone: grzeje i karmi je. Robiąc to, wie, że robi wszystko, co potrzeba. Gdy pisklę zdechnie, nie pyta samej siebie, dlaczego umarło, dokąd poszło; pogdacze, potem przestanie i żyje znów jak dawniej. Ale u naszych nieszczęsnych kobiet i u mojej żony zachodziło zupełnie coś innego. Nie mówię już o chorobach, jak trzeba leczyć, i o tem, jak wychować, ale ze wszystkich stron słyszała i czytała najróżnorodniejsze, wciąż zmieniające się prawidła: karmić tak lub tem; nie, nie tak, nie tem, a tak; ubierać, poić, kąpać, układać do snu, przechadzać się, powietrze; co do tego wszystkiego my, a zwłaszcza ona, co tydzień dowiadywaliśmy się o nowych prawidłach. Jakgdyby od wczoraj zaczęto rodzić dzieci. A nie w ten sposób nakarmiła, nie w ten sposób wykąpała, nie na czas, no i dziecko zachorowało, i okazuje się, że je-