Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieli, że jest on przyjacielem przez wszystkich kochanego i poważanego Pamfila. Przy wspólnym stole Pamfil zobaczył swego przyjaciela i z radością podbiegł do niego i uściskał go.
— Oto przyszedłem, — rzekł Juljusz, — powiedz, co mam robić, a posłucham ciebie.
— Nie troszcz się o to, — rzekł Pamfil, — chodź ze mną.
I Pamfil zaprowadził Juljusza do domu, gdzie zatrzymywali się przyjezdni, i wskazawszy mu łóżko, rzekł:
— Czem możesz przysłużyć się ludziom, sam zobaczysz, kiedy zdołasz przyjrzeć się naszemu życiu; lecz, ażeby wiedzieć, gdzie masz jutro przepędzić swój czas, wskażę ci na jutro robotę. W ogrodach naszych odbywa się zbiór winogron, idź i pomagaj tam. Tam zobaczysz, gdzie jest miejsce dla ciebie.
Rankiem Juljusz poszedł do winnicy. Pierwsza winnica była młoda, obwieszona gronami. Młodzi ludzie zrywali i zbierali je. Wszystkie miejsca były zajęte, i pochodziwszy długo wszędzie, Juljusz nie znalazł dla siebie miejsca. Poszedł dalej, tam łozy winogronowe były już starsze, owoców było mniej, lecz i tam nie miał Juljusz nic do roboty: wszyscy pracowali parami i dla niego nie było miejsca Poszedł dalej jeszcze i wyszedł do bardzo już starej winnicy. Była cała już pusta. Łozy były popękane, krzywe i, wszystkie puste.