Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko ten sam nieznajomy, którego spotkał Juljusz, gdy szedł do chrześcjan. Obejrzawszy rany jego, lekarz przepisał zażycie pewnych ziół dla podtrzymania sił.
— Czy będę w stanie pracować ręką? spytał Juljusz.
— O, tak! rydwanem kierować, pisać — tak.
— Lecz ciężko pracować, kopać?..
— Nie myślałem o tem, — rzekł lekarz: gdyż to nie może być potrzebne, dzięki stanowisku twemu.
— Przeciwnie, to właśnie jest mi potrzebne, — rzekł Juljusz, i opowiedział lekarzowi, że od czasu, gdy widział go, poszedł za jego radą, wypróbował życie; lecz życie nie dało mu tego, co obiecywało, a przeciwnie, rozczarowało, i że teraz chce wykonać swój zamiar, o którym mówił wtedy...
— Tak, widać puścili oni w ruch całe swe oszukaństwo i tem zachwycili cię tak, że ty z twojem stanowiskiem, z tem i obowiązkami, które leżą na tobie, szczególnie w stosunku do dzieci, nie widzisz mimo to ich błędów.
— Przeczytaj to, — rzekł tylko Juljusz, dając mu rękopis, który czytał.
Lekarz wziął rękopis, spojrzał na niego.
— Znam to, — rzekł: znam to oszustwo i dziwię się temu, że taki uczony jak ty człowiek, może wpaść w taką pułapkę.
— Nie rozumiem ciebie. W czemżeż tu jest pułapka?
— Cała rzecz w życiu, i oto oni, ci so-