Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że sędzia tak świetny i bystry plącze się, robi omyłki... A Iwan Iljicz, doprowadziwszy sprawę z wysiłkiem do końca, opuszczał gmach sądowy, przeświadczony, że nawet ukochana służba nie zdoła go osłonić przed straszną rzeczywistością.
Ta myśl, myśl o grożącéj mu śmierci, odrywała go od wszystkiego nie po to, aby z nią walczył, lecz, aby mając ją ciągle przed oczyma, pogrążał się w niéj i męczył bezczynnie.
Dla zabezpieczenia się przed tém udręczeniem, Iwan Iljicz coraz nowéj szukał tarczy, osłaniał się nią i na chwilę zdawał się być uspokojonym. Lecz straszna groźba przebijała wkrótce i tę nową zasłonę, która, jak wszystko, stawała się dla niéj przejrzystą...
I nic go przed nią ochronić nie mogło!
Zdarzało się w ostatnich czasach, że wszedłszy do salonu, który sam z takiém upodobaniem urządzał, dla którego — jak mu się to dzisiaj śmieszném i straszném zdawało — poświęcił własne życie, spostrzegał na kosztownym hebanowym stole głęboką rysę. Domyślał się, że przyczyną tego uszkodzenia była oderwana bronzowa ozdoba albumu. Brał go do ręki, oglądał szczegółowo, na każdéj niemal stronnicy znajdując ślady zniszczenia. Ten album, który sam układał z takiém zamiłowaniem! Poprawiał zgięty narożnik, prostował poprzesuwane fotografie i gniewał się na niezręczność córki i jéj znajomych.
Potém przychodziło mu na myśl umieścić całe to „établissement“ z albumami w przeciwnym kącie pokoju, przy kwiatach. Wołał lokaja; żona i córka przychodziły także do pomocy. Opierały się, nie chciały zgodzić, on stał przy swojém, dąsał się nawet, ale z tém wszystkiém było mu dobrze, zapominał o chorobie, nie widział prześladującego go widma śmierci.
Sam schylał się, by stół ostrożnie przesunąć, lecz żona odzywała się nagle:
— Daj pokój, ludzie to zrobią, znów sobie zaszkodzisz.
I uczuwał w téj chwili, że ta myśl, myśl nieszczęsna, zapomniana na mgnienie oka, wyłania się z mózgu, zjawia się