Strona:Leopardi - Myśli.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anglicy, Niemcy; ludzie siwi, bardzo mądrzy w innych sprawach, pełni geniuszu i wartości, ludzie bardzo doświadczeni w życiu społecznem, najdworniejszych obyczajów, lubiący zauważać głupstwa i wykpiwać je, wszyscy stają się okrutnemi dziećmi przy sposobności odczytywania swych utworów. I jaka ta wada jest w naszych czasach, taka była za Horacego, któremu wydawała się już nie do zniesienia. A tak samo było za czasów Martialis’a, który jakiemuś człowiekowi, pytającemu, czemu nie czyta mu swych wierszy, odpowiedział: żeby nie słyszeć twoich. To samo było też w najlepszych czasach Grecyi, kiedy to, jak powiadają, cynik Diogenes, znajdując się wraz z innymi, którzy umierali z nudy, na jednym z takich odczytów i widząc, że w ręku autora na końcu książki zjawia się biały papier, rzekł: „Odwagi, przyjaciele: widzę ląd“.
Lecz dziś rzecz doszła do tego stopnia, że słuchacze, nawet zmuszani, z trudem mogą nastarczyć nawale autorów. Otóż niektórzy z moich znajomych, ludzie przemyślni, rozważając tę sprawę i przekonawszy się, że odczytywanie własnych utworów jest jedną z potrzeb ludzkiej natury, myśleli nad załagodzeniem jej i obróceniem równocześnie, jak to się wogóle czyni z wszystkiemi potrzebami publicznemi, na pożytek wspólny. W tymże celu otworzą niebawem szkołę, czy akademię, czy też ateneum, gdzie o każdej porze dnia i nocy, oni