Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jawszyn chciał przyjechać dzisiaj rano z Wojtowem — rzekł Wroński — zdaje się, że wygrał od Piescowa wszystko, a nawet i więcej, niż ten może zapłacić... coś około sześćdziesięciu tysięcy.
— Dobrze! — odparła Anna; gniewało ją, że przez taką widoczną zmianę przedmiotu rozmowy Wroński daje jej do zrozumienia, że niepotrzebnie unosi się — dlaczego ci się jednak zdaje, że ta wiadomość interesuje mnie aż do tego stopnia, że ją należy ukrywać przedemną? Powiadam, że nie chcę o tem myśleć i życzę sobie bardzo, aby i ciebie to również mało obchodziło.
— Obchodzi mnie, gdyż zawsze lubię świadomość, to jest chcę wiedzieć, czego mam się trzymać — odparł.
— Świadomość w tym razie polega nie na formie, lecz na miłości — zauważyła, będąc coraz bardziej podnieconą; drażniły ją nietyle jego słowa, co obojętny i spokojny ton, jakim przemawiał. — Dlaczego tak ci chodzi o to?
„Mój Boże! znowu o miłości“ — pomyślał i zmarszczył się.
— Wiesz przecież dlaczego; dla ciebie i dla dzieci, które mogą przyjść na świat.
— Dzieci nie będzie.
— To wielka szkoda.
— Potrzeba ci tego dla dzieci, a o mnie czy nie pomyślisz? — zapytała, gdyż zapomniała zupełnie i nie dosłyszała dobrze, że powiedział: „dla ciebie i dla dzieci“.
Annę gniewała zawsze rozmowa o możebnych przyszłych dzieciach, gdyż pragnienie jego, aby były dzieci, tłómaczyła sobie w ten sposób, że uroda jej jest mu obojętną.
— Przepraszam... powiedziałem: dla ciebie... przede wszystkiem dla ciebie — powtórzył, marszcząc się znowu, jak gdyby z bólu, gdyż był przekonanym, że nie pewna jej pozycya jest głównym powodem tego rozdrażnienia.
„Tak... przestał teraz udawać i cała jego obojętna nienawiść ku mnie ujawnia się obecnie“ — pomyślała, nie